Zielone, kocie oczy bacznie obserwujące moją twarz, to... Kłopotliwe.
Przeszedł mnie dreszcz.
- Hej - szept, rozbrzmiewający tuż przy uchu,
zbyt słodki, aby się mu oprzeć.
- Ach, nie... Shiki, przestań, naprawdę nie mogę, muszę... - nieudolnie
próbowałam wyplątać się z jego ramion, jednak bezskutecznie. Otulały mnie
ciasno i szczelnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, jednak w tej chwili miałam
sprawy o nieco wyższym priorytecie niż... No właśnie.
- Nie idź - wymruczał niskim głosem, przykładając
usta do mojego ciepłego policzka. Delikatnie pocałował miejsce pod kością
policzkową.
- Uch, no, ale... Ach-
Otworzyłam oczy, doświadczając gwałtownego zderzenia z
rzeczywistością. Na oślep przesuwając rękoma po prześcieradle, nie znalazłam
ani mojej poduszki, ani chłopaka. Choć, spójrzmy prawdzie w oczy, to pierwsze
naprawdę istniało.
- Damn! - mruknęłam, rozglądając się
wokoło, chociaż niezbyt wiele zdołałam dostrzec w tych egipskich ciemnościach.
Przyzwyczajenie do nich oczu zajęło mi chwilę, lecz od razu dostrzegłam skopaną
pościel w nogach łóżka i tę nieszczęsną poduszkę, porzuconą, leżącą na
podłodze. Dokonałam nie lada akrobacji, aby ją podnieść, nie schodząc z łóżka,
lecz w końcu udało mi się sięgnąć po nią ręką.
Pomimo ciemności, przystojna twarz młodego mężczyzny
patrzyła na mnie w sposób zdecydowanie nieprzyzwoity. Zupełnie jakby rozbierał
mnie wzrokiem - a przynajmniej tak zawsze mi się to kojarzyło. Czule ucałowałam
mojego poduszkowego bisha-Hijikatę i westchnęłam ze zrezygnowaniem,
przypominając sobie o gwałtownej pobudce w środku... nocy (zerkając na zegarek,
był już właściwie wczesny ranek).
- Kolejny sen, hę? Niech zgadnę... - Mruknęłam pod nosem,
mrużąc oczy w poszukiwaniu jednego, szczególnego przedmiotu.
- Ha! – Z triumfem podniosłam z łóżka małe urządzenie -
Wiedziałam! Znów grałam na PSP przed snem, prawda? - zapytałam, choć nie
oczekiwałam odpowiedzi, bo i od kogo?
Ukryłam twarz w dłoniach, powoli przyswajając informację, że
mój sen nie był rzeczywistością, nieważne jak bardzo bym tego chciała. Po raz
kolejny westchnęłam, opadając na plecy, bez jakiejkolwiek nadziei. Przytuliłam
do piersi poduszkę, odkładając PSP na szafkę nocną obok. Wtulając w nią
policzek, usilnie starałam się powrócić do snu sprzed kilku minut, co, dla
mnie, graniczyło z niemożliwym. Zamknęłam oczy, pragnąc raz jeszcze usłyszeć
wszystkie te słodkie słowa i poczuć silne dłonie, głaskające mnie po plecach...
- Hej, wstawaj~ - słodki głos, przywracający mnie ze świata snów i marzeń,
zdawał się dochodzić z bardzo daleka - Wstaaawaj, śpiochu - nie ustawał,
zdecydowanie był uparty, uch. - Ne~, tyle razy już wołam, a Ty nadal nie
wstajesz? - Oho, lekkie zniecierpliwienie. Otworzyłam nieznacznie oczy i
natychmiast je zmrużyłam. Mruknęłam coś pod nosem, machinalnie odwracając głowę
od źródła światła.
- Hej, wiesz, co zrobię, jeśli nie wstaniesz, prawda? -
Słodka obietnica, ukryta w tonie głosu, sprawiła, że w końcu podniosłam się do
pozycji siedzącej i przetarłam ręką zaspane oczy. Ziewając, sięgnęłam po
telefon, i niechętnie przerwałam głos sączący się z głośników.
Przeciągnęłam się niczym kot i spojrzałam na godzinę.
Najwyższy czas się ruszyć. Pomimo pobudki kilka godzin wcześniej, czułam się
dość wypoczęta jak na tak wczesną godzinę. Powoli wysunęłam się spod ciepłej
pościeli i postawiłam stopy na podłodze. Nagłe uderzenie zimna spowodowało
gęsią skórkę. Najchętniej wróciłabym z powrotem spać, ale nie mogłam. Wstałam
i, pomimo chłodu, skierowałam się w stronę drzwi, po drodze łapiąc parę ubrań i
skarpetki.
Po porannej toalecie poczułam się trochę lepiej,
rozbudziwszy się, myślałam bardziej trzeźwo. Schodząc na śniadanie, rozmyślałam
o dzisiejszym dniu.
-
Zerknęłam
na telefon, sprawdzając skrzynkę, jednak nic nowego.
Westchnęłam
i pośpiesznie wystukałam esemesa do Candice. Odpowiedź przyszła po nie więcej
niż minucie. Łał.
-
To, co
zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałam się bowiem
dwóch chłopaków, wyraźnie kłócących się o coś, w mojej kuchni.
Odchrząknęłam
na tyle głośno, aby raczyli zauważyć moją obecność, co istotnie zrobili, a
zdziwienie na ich twarzach wydało mi się w tamtej chwili wręcz komiczne.
Powstrzymałam jednak uśmiech na rzecz dowiedzenia się tego, o co tutaj chodzi.
-
Czy mogliby mi panowie łaskawie wyjaśnić powód tej niespodziewanej... -
Zawiesiłam na chwilę głos, dobierając słowa. -... Wizyty? - Zapytałam, patrząc
na zmieszanych chłopaków.
Jeden z
nich, nieco wyższy, był czarnowłosy, jednak pierwszym, co zauważyłam była
jasnoniebieska czupryna drugiego. Oboje byli chudzi i dosyć wysocy, ale ich
styl ubierania różnił się od siebie diametralnie.
Uniosłam
lekko brew, dokładniej się im przyglądając, jakby sam ich widok miałby mi
cokolwiek o nich powiedzieć. Ale nie, wyglądali całkiem zwyczajnie. Na oko?
Siedemnaście do dziewiętnastu lat.
- Ach, wybacz mi złe maniery, nawet się nie
przedstawiłem! – Zaaferował się ten, który z początku wydał mi się dość
ekstrawagancki, biorąc pod uwagę ubarwienie jego włosów(czytaj wściekło
niebieskie). – Nazywam się Julian. A to jest
mój brat...
- Aleks. – Wszedł mu w słowo drugi,
uśmiechając się do mnie.
O, borze
leśny, zmiękły mi kolana, bo, cóż powiedzieć, jeśli uroda byłaby grzechem to
zdecydowanie byliby... Bardzo pięknymi grzesznikami. Przełknęłam ślinę,
zbierając myśli.
- Słucham? To znaczy, mógłbyś powtórzyć? –
Ojejku, czemu zawsze wychodziłam na kompletną idiotkę?
- Powiedziałem tylko, że pięknie wyglądasz. –
Powiedział. Tak po prostu. Czemu wydało mi się to niezwykle naturalne? A
zresztą... To kompletnie nie na miejscu. Nawet nie wiem, kim jest ta dwójka
nieznanych przybyszów. Zdrowy rozsądek, to jest to. Moje wewnętrzne ja tylko
westchnęło z dezaprobatą, machając na mnie ręką. Och, proszę.
- Nadal jednak nie dowiedziałam się rzeczy
najważniejszej. – Zauważyłam, odwracając wzrok.
Ten,
który przedstawił się jako Aleks westchnął teatralnie, nie zaprzestając posyłać
mi uśmieszków. Hm?
- Bo widzisz, to dość skomplikowane.
- Mam czas.
Nie, nie
miałam czasu, ale powiedzmy, że na potrzeby zaistniałej sytuacji mogłabym
trochę nagiąć plan.
- No dobrze. Nie wiem dokładnie, jak to
wyjaśnić, ale tak po prostu się tu znaleźliśmy.
- Po prostu? Tak... puff i już? Nie sądzę,
żebym była na tyle naiwną osobą, żeby dać się na to nabrać. – Powiedziałam,
uśmiechając się krzywo.
- Kiedy ja mówię prawdę! – Nie dawał za
wygraną.
Jeden, dwa, trzy,
cztery... Dobra, nieważne.
- I co ja mam z wami teraz zrobić, co? –
Zapytałam, choć tak naprawdę nie oczekiwałam od nich odpowiedzi, bo wydawali
się bardziej zagubieni ode mnie. – No dobrze. Poddaję się. Jedliście już
śniadanie?
Po dość wymownym
westchnieniu ulgi zaczęłam zastanawiać się nad tym czy to naprawdę był dobry
pomysł. Ale było już za późno.
Raz się żyje. Chyba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz